19 września 2014

Kibice

Wczoraj wieczorem doszłam do wniosku, że najlepiej jest pisać cokolwiek, kiedy emocje biorą górę nad rozsądkiem. Niekoniecznie od razu to publikować i chwalić się wszemu światu, bo to się może potem źle odbić, ale napisać i zostawić do następnego dnia. Wtedy przeczytać to jeszcze raz, poprawić co trzeba i gotowe. A ja, mimo, że pół nocy nie spałam, zamiast brać długopis i coś naskrobać, biłam się z myślami. O ja durna! A teraz będę sobie próbowała to wszystko przypomnieć. No nic, następnym razem będę już o tę wiedzę mądrzejsza. Tymczasem dziś coś bardzo na czasie. A więc: wuwuzele w dłoń!


Najpierw odnośnie bardzo skrajnych emocji w związku z trwającymi mistrzostwami. Temat, którego co poniektórzy mają już powyżej uszu. No bo Polsat! Bla, bla, bla. Ja rozumiem, że skoro nasi siatkarze osiągają tak dobre wyniki, to każdy chciałby ich oglądać! Co więcej, każdemu się to należy. Nagle wszyscy jesteśmy wielkimi fanami siatkówki, znawcami, że ho-ho i nie możemy się pogodzić z tym, że transmisje są zakodowane. Czyli tylko dla wybrańców. Chcesz oglądać? Zapłać. I o co się ludzie burzą? Że prywatna stacja telewizyjna żąda kasy? Ja bym się nie dziwiła, gdyby to tvp coś takiego zrobiło. Ale prywatna? Ludzie, serio? Z resztą - tvp nie chciała emitować meczów, więc o co chodzi?

A w naszej rodzince tak się przyjęło, że jak już wielka impreza sportowa, to wszyscy oglądamy (a mieliśmy oszczędzić oliwulowe oczęta i jak najrzadziej pozwalać na kontakt z tv czy kompem). Były mistrzostwa w Brazylii, podczas których nasza maluda dzielnie kibicowała w pierwszej połowie większości meczów. Na drugiej zazwyczaj zasypiała. I niestety przyzwyczaiła się do takiego trybu zasypiania, więc po 13 lipca ciężko było wrócić na dawne tory. Ale udało się. 

Teraz mamy mistrzostwa w siatkówce i scenariusz się powtarza. Kibicka nam rośnie, nie ma co! Jakoś tak się złożyło, że Olive zwykle dopinguje siatkarzy w czerwonych strojach (więc kiedy Polacy grali w granatowych, kibicowała przeciwnikom). Macha rączkami, klaszcze, a czasem powie coś na kształt "babooo", co czytamy jako "brawo". I tak do drugiego, ewentualnie do trzeciego seta. Potem idzie w kimono, bo ileż można oglądać piłkę latającą z jednej strony boiska na drugą - i z powrotem? Wszystko ma swoje granice, kibicowanie też. A za skaczącymi chłopakami też się jeszcze nie ogląda. Niech śpi, a co tam. Niech odpoczywa i zbiera siły, a te będą przecież bardzo potrzebne już w sobotę - podczas meczu z Niemcami. A nazajutrz - jeśli niczego nie skopią, podczas finału w Katowicach. 


Mówią, że mamy najlepszych kibiców na świecie i wierzę, że to prawda. Widzę to po widzach zasiadających na trybunach (choć, wczorajsze gwizdy na początku hymnu Rosji były nie na miejscu), widzę po mojej własnej córce, która nie rozumie z tego nic a nic. Ale siedzi, patrzy, bije brawo z innymi kibicami. To jest coś niesamowitego, nie tylko zwykłe gapienie się w migoczący ekran i szybko zmieniające się kolorowe obrazki. To jest magia sportu. I teraz brakuje tylko, żeby podniosła zaciśniętą w pięść rączkę do góry i zaśpiewała: do boooju, do boooju, Polska! A my za nią do wtóru. Czekamy na finał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz