Jakiś czas temu dostałam przesyłkę ze strefy ekspertów Streetcom. W środku znalazłam dwa kartoniki mleka modyfikowanego Nestle Junior, jedno o smaku waniliowym, a drugie z miodem. Ucieszyłam się - kto nie lubi dostawać prezentów? Tym bardziej takich, kiedy na tapecie są kolejne próby przekonania maludy, żeby jednak zrezygnowała z maminego cycka. Oto pretekst doskonały.
Oczywiście producent wymienia dobroczynne składniki i witaminy, których jest jak stąd do Pekinu, a które zawarł w mieszance. Oliwulinka ze smakiem waniliowym przywitała się już wcześniej, przy okazji jedzenia kaszki i nie miała co do niego obiekcji. No to dlaczego miałaby mieć coś przeciwko mleku o takim smaku?
Na dobry początek zrobiłam 120 ml - najwyżej dorobię. I co? Jedno wielkie gie. Dała łyka i na łyku zakończyła. Potem było odwracanie głowy, wyrywanie się i histeria. Matka otruć próbuje, cyca by dała a nie siakieś takieś bebły! Druga próba (innym razem) była podoba, za to trzecia (jeszcze innym razem)... była jeszcze gorsza, bo nawet nie dotknęła kubka ustami, a już miała dość.
Ale chwila, czas dla drużyny! Jest przecież jeszcze drugie mleko, z dodatkiem miodu. No, to będzie słodsze, a dzieci przecież lecą na słodkie. Niestety i tym razem próby zakończyły się klęską. Jednak co mamine, to najlepsze. Przekonać się jeszcze nie dała. Podchody trwają, bo może z czasem oswoi się ze smakiem mm.
Nie twierdzę, że mleko Nestle Junior jest niedobre (choć mi nie smakuje, z resztą jak każde mm), czegoś mu brakuje, albo jest lepsze czy gorsze od podobnych mieszanek innych producentów. Nie mogę go ocenić w ogóle, skoro mój obiekt, na którym testy smaku i skutków przyjmowania miałam przeprowadzić, w ogóle nie chce współpracować. Niestety, chociaż miałam spore nadzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz