6 listopada 2014

Tata i tata i słówko o Maddie

Mała, mała Olive lubi zadziwiać. Jak to małe dzieci. Czasem zadziwia tak bardzo, że serce w piersi rośnie "jaką to ja mam mądrą córkę". A to ujawnia talent muzyczny, dłońmi uderzając w bębenek, a stopami grając na organach, to znów wciąga ze stołu do swojego łóżeczka wszystko co jest w zasięgu jej łapek, przy czym jeśli to pudełko z chusteczkami lub gazeta, to zaczyna zabawę w Królową Śniegu. A od kilku dni zaskoczyła dodatkowo, bo powiedziała swoje pierwsze słowo... po angielsku.

Spryciula. Nikt jej tego nie uczył, a tu proszę. Podejrzewam, że w nocy podczytuje jakiś słownik polsko-angielski czy coś. Nikt jej jeszcze nie przyłapał, ale takie to inteligentne dzieci się teraz rodzą. Z resztą nie tylko "teraz", bo zdaje się, że każde kolejne pokolenie jest mądrzejsze od poprzedniego. W sensie nauki nowych umiejętności w latach najmłodszych, bo później z tą mądrością różnie bywa. Wygląda, że w niektórych przypadkach ulatnia się ona razem z kreatywnością i zdolnością logicznego myślenia. Często na rzecz cwaniactwa i wyrzucania z siebie potoku słów okraszonych bezsensem. 

Ale wróćmy do mojej maludy. Upodobała sobie jedno słówko i ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie chodzi o "mama". W tym domu preferuje się... tatę. Tatusia. Tatuleńka. Mama jest potrzebna tylko w dwóch przypadkach: kiedy w tej chwili, natychmiast, na "już" królewna chce mleka (o pardon, to o cyca chodzi, bo samo mleko, choćby podane w złotej filiżance, nie zrobiłoby na niej wrażenia), albo kiedy dzieje jej się krzywda taka, że aż świat się wali z wrażenia. Przykład? Tata włożył mnie do łóżeczkaaaa! Albo: noga zaplątała mi się w śpiochach i nie mogę dać nawet jednego kroookuuu! No, takie to problemy współczesnej młodzieży. A mama leci i ratuje, w końcu do tego służy: żeby przytulić, pocieszyć i ucałować (byle nie w towarzystwie to całowanie). 

Od czego jest tata? Od zabawy, wygłupów, kąpieli, szoferowania... Zależy czego sobie królewna zażyczy. Ale tata jest super, bo od rana nie słychać nic poza "dad"! W kółko tylko "dad!" i "dad!" A może powiesz "mama"? A gdzie tam! "DAD!" Aż się przypomina filmik z YT, na którym mała Maddie Tippett przekomarza się ze swoim tatą. 


Tak na marginesie, dowiedziałam się dziś, że w lutym br. Maddie, mając już 3 lata, zachorowała i nagle zmarła. Pediatra początkowo orzekł grypę, ale w szpitalu doszli do wniosku, że organizm dziewczynki zaatakowały dwa wirusy, przy czym jeden jej maleńkie serce. Minęło tyle czasu od jej odejścia, ale ta informacja bardzo mnie zasmuciła. Mimo wszystko mam nadzieję, że jest szczęśliwa, gdziekolwiek teraz jest. 

Po takich wiadomościach patrzę na moją słodką Olive i czuję jak bardzo ją kocham i jak wiele dla mnie znaczy. A znaczy dosłownie wszystko (nawet mimo tego, że to "dad" ostatnio tak bryluje). Wszystko bym za nią oddała. Kiedy teraz śpi, wygląda jak aniołek. Zastanawiam się jak można nie kochać własnych dzieci albo ich nie szanować? Jak można je bić albo mordować? Niezależnie od ich wieku. Przecież są tak niewinne, kruche i bezbronne. A życie bywa brutalne: dziś masz wszystko, a jutro możesz to wszystko stracić, jutro cały twój świat może się zawalić. Rodzice Maddie stracili wszystko. I wielu innych rodziców na całym świecie codziennie przeżywa podobny koniec świata. Nie życzę tego nikomu, nawet sobie. Życzę tylko, żeby każdy potrafił docenić jak wiele posiada i jak wielkie ma szczęście, mogąc tulić do piersi swoje dziecko, tak maleńki, a jednocześnie największy Skarb, jaki można sobie wyobrazić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz