25 listopada 2014

W Rzymie jak w domu

Czy ja nie powinnam trochę przystopować z tym wszystkim? Dać szansę komuś innemu? Dochodzę powoli do wniosku, że wyczerpuję mój limit na fuksa. A może po prostu przez przypadek połknęłam w któryś z piątków kawałek złotej rybki i stąd to całe moje szczęście? Dziś jadąc z maludą na pocztę, ściskałam w skostniałej z zimna dłoni kawałek papieru, na którym widniało moje nazwisko. Przyszła wygrana. Co ciekawe, adres na avizo był pomylony o 9 numerów. Ech, ci listonosze to jednak roztrzepane zwierzaki.

Pomijam, że na miejscu, na poczcie, czynne było tylko jedno okienko, kolejka ciągnęła się aż za drzwi, a do obsługi były 3 panie. Tyle, że te dwie pozostałe były zajęte rozmową z cyklu "na każdy temat". Wśród osób stojących przede mną, cztery nadawały paczki, przy czym jeden pan nadawał parę butów w reklamówce, a pewna dziewczyna nie mogła się zdecydować czy wybrać priorytet czy ekonoma. Był też pan, który nadawał coś priorytetem, za który miał zapłacić 7,40, ale dobrał do niego potwierdzenie doręczenia w postaci smsa, co kosztowało go dodatkowych 50 groszy. Biedny myślał, że usługa jest w gratisie, a tu taki psikus. Oczywiście musiał całe swoje oburzenie wylać na panią z okienka, po czym wyszedł, mrucząc coś o rozboju w biały dzień. Bywa.

Moja paczuszka była niewielka. Spodziewałam się zamówionej w ubiegłym tygodniu fotoksiążki, ale jednak nie tym razem. Koperta z pieczątką "RMF Classic" (mój adres był w porządku). I tu historia się powtarza. Dostałam małego déjà vu, chociaż kiedy to miało miejsce poprzednim razem, pogoda była zdecydowanie ładniejsza, a Oliwula zdecydowanie mniejsza i mniej raczkująca. A więc jednak znów zostałam wybrana. A wszystko przez audycję "Między słowami". Nie moja wina, że promowali książkę o Rzymie, a ja właśnie na pielgrzymce do (między innymi) Rzymu poznałam mojego męża. Ta pielgrzymka wszystko zaczęła. Można powiedzieć nawet, że od niej zaczęło się w pełni moje życie. Dlatego Italia znaczy dla mnie tak wiele. Jest wyjątkowa. 


Nie brałam nikogo na litość. Brałam panią spikerkę na ckliwą - ale jakże prawdziwą - historię miłosną. Opisałam krótko ile znaczy dla mnie Rzym, i że ta książka mogłaby w barwny sposób wrócić do tamtych chwil no i proszę. Dzisiaj odebrałam mój własny egzemplarz "W Rzymie jak w domu" Rosity Steenbeek. To nie tylko nietypowy przewodnik. Wygrałam książkę o uwielbianym Rzymie i odczuwam w tej chwili szczególnie dwie rzeczy: dumę i... głód. Tak, głód Włoch, tęsknotę za tym krajem i jego urokiem, w związku z czym przewiduję, że książkę połknę w całości. Nie sądzę, że dopadnie mnie po niej niestrawność, raczej nabiorę apetytu na więcej i kto wie, może wreszcie ruszę dupsko i wrócę do lekcji włoskiego? Mi piace!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz