18 czerwca 2014

Kobieta idealna

...czyli perpetuum mobile. Od kobiet wymaga się tak wiele (albo inaczej: tyle się od nich "oczekuje"), że aby temu wszystkiemu sprostać, musiałybyśmy chyba być robotami, a przynajmniej mieć 3 pary rąk, motorek w zgrabnym tyłku i maszynę do teleportacji.

Pytanie o kobietę idealną można zadać każdemu - i im więcej ludzi zapytamy, tym więcej dostaniemy odpowiedzi. Feministka powie, że idealna to kobieta wyzwolona z okowów gospodarstwa domowego, niezależna, pewna siebie i umiejąca walczyć o swoje. Taki świeżo zakochany Romeo będzie nam i sobie wmawiał, że ideałem jest jego Julia. Tylko, wyłącznie i na zawsze (a przez słowo "zawsze" ma na myśli oczywiście dopóki nie pożremy się o to, że ona znów nie ogoliła nóg, a ja rozsiewam po wszystkich kątach przepocone ciuchy). Wielu mężczyzn w średnim wieku postawiłoby na krągłości tu i tam (i bynajmniej nie mam na myśli oponki na brzuchu) oraz długie nogi, czyli ogólnie rzecz biorąc młode, seksowne laski. Z kolei pracodawcy poszukują ambitnych absolwentek szkół wyższych, znających 10 języków i posiadających kilkuletnie doświadczenie. A nastolatki? Dla nich wzorem do naśladowania są będące na topie celebrytki, kiedyś Britney Spears, teraz Saszan.

Jedni wolą piękno naturalne, inni plastikowe (lub silikonowe). Jedni czarne, inni białe. Chude lub puszyste, wysokie lub niskie, wygadane lub ciche, wesołe imprezowiczki lub szare myszki. Albo po prostu podzielające ich zainteresowania (piwo, futbol i playstation). A są i tacy, którzy w wyborze kierują się klasą społeczną, wyznaniem lub ilością zer na koncie (w sensie: im więcej, tym lepiej).
Od dawien dawna istnieje stereotyp idealnej kobiety. Kiedyś najlepszą była ta z krągłymi biodrami - zdolna do rodzenia dzieci. W średniowieczu panna miała być wątła, blada i kruchuteńka. Jasne, trudno jest nie być kruchuteńką, kiedy na obiad dostajesz ćwierć marchewki i dwa ziarenka groszku; trudno nie być bladą, kiedy wciąż brakuje ci witamin. Pomijam, że przez grube mury zamkowe i wąziutkie okna ozdobione jeszcze arrasami lub innymi kotarami, przedzierało się niewiele słońca. Takiej białogłowej zostawało jedynie polowe solarium, na co w tamtych czasach mogły sobie pozwolić jedynie chłopki.

A kiedy wkurzam się na cały świat, myślę sobie, że najlepiej by było żyć jako ta Matka Polka (pytanie: "najlepiej" dla kogo?). Mieć dom na głowie i gromadkę dzieci. I męża, któremu wady zawsze wolno było mieć. Wstawać przed pierwszym pianiem koguta, odprawić uroczyście skalpel lub killera, wziąć prysznic, zjeść treściwe śniadanie popijając zbożówką i zakasać rękawy, bo przecież tyle jest do zrobienia! 
No to jedziemy: pranie do pralki, z suszarki zdjąć to, co zdążyło wyschnąć, wyprasować, schować do szafy. Przygotować śniadanie mężowi, ucałować go namiętnie i podać świeżą gazetkę. Zabrać się do obierania ziemniaków (Znowu ziemniaaaki? - zapyta mąż. Znaczy trza będzie następnym razem zrobić muszle św. Jakuba ze szparagami) i rozmrażania karkówki. Ewentualnie iść na targ po świeże warzywa, bo do jasnej Anielki! na talerzu nie może zabraknąć elementu sałatkowego! Zdrowe odżywianie to podstawa. Tymczasem pranie się skończyło. Wyjąć, rozwiesić. Zadzwonić do teściowej, bo przecież dziś ma urodziny, a zaraz potem odebrać dziecko z przedszkola. Dokończyć obiad, podać. Przygotować deser. Wypytać starsze dziecko o to jak było w szkole. Sprawdzić newsy na fejsbuku. Pozmywać po obiedzie, odkurzyć mieszkanie. Pomóc dziecku, jeśli ma jakiś problem. Wyskoczyć do fryzjera lub manikiurzystki, wyjść na spacer z psem, pobawić się z dziećmi. Przygotować kolację, obejrzeć ulubiony serial. Być piękną, seksowną i pachnącą wieczorem. Nie okazywać zmęczenia! W razie potrzeby wetknąć sobie zapałki w oczy i zamiast 3 litrów wody dziennie pić tylko espresso. I odczuwać z tego wszystkiego ogromną satysfakcję. I to wszystko w 24 godziny. Byłoby wspaniale.

Mam teorię, że kiedy człowiekowi się nudzi lub nie ma nic do roboty, to zaczynają mu przychodzić do głowy głupie myśli. Mając zajęcie od rana do nocy, nie byłoby czasu na myślenie o głupotach. Czy to nie jest cudowne? Ale jak pogodzić to wszystko? Jak być jednocześnie wzorową matką (mającą zawsze czas dla dzieci), gorącą kochanką (swojego męża) i nie znającą zmęczenia gospodynią domową, mając przy tym wystarczającą ilość czasu na własne potrzeby i rozrywki? Czy tak właśnie powinien wyglądać wzór kobiecych cnót? Zadbana, pracowita, skromna, kochająca, troskliwa i wiecznie, wiecznie uśmiechnięta i zadowolona z życia, które wiedzie?

Pewnie dla wielu tak powinno być. Ale tak na prawdę idealna kobieta to nie cycki, tyłek ani rzęsy do nieba. To nie najnowsze szpilki i sukienka od Prady. Ani nawet dzielne szorowanie domu od piwnicy po dach. Idealna kobieta nie musi być matką dziesięciorga dzieci ani dziką tygrysicą w łóżku. Nie trzeba poznawać tajników teleportacji, mieć w pamięci wyrytych wszystkich świąt i rodzinnych uroczystości, ani rozszczepiać się, by być w czterech miejscach jednocześnie. Ideał to nie wpasowywanie się w postawione przez innych ramy i konwenanse. Czasami te ramy są za wąskie i zwyczajnie nie mieścimy się w nich ze swoim szerokim dupskiem. Ideałem się trzeba poczuć. Trochę to narcystyczne, ale bez tego z ideałów nici. 
Aby być ideałem trzeba najpierw zaakceptować siebie. Poczuć, że jest we mnie coś pięknego, wartościowego. A kiedy to załatwimy, kolejny krok załatwimy w pół sekundy: uśmiech. Dużo uśmiechu. Szczerego, z głębi serca. Kobietą idealną jest więc każda (!) kobieta, która akceptuje siebie, jest szczęśliwa i robi w życiu to, co kocha.

Tyle.
Proste? Idealnie proste!

2 komentarze: