26 sierpnia 2014

Aurile Euphoria Green Tea

Jest, jest, wreszcie! Długo na to czekałam, bo taki ze mnie ciekawski stwór, że jak już coś gdzieś zapowiedzą, jakąś nowość, edycję limitowaną czy coś w ten deseń, to ja chętnie leciałabym już to wypróbowywać. Do wiadomości własnej, albo żeby polecać/odradzać. Mąż trzyma mnie w ryzach, więc wszystkiego przetestować nie mogę. Chyba "na szczęście", bo w przeciwnym razie byśmy zbankrutowali. A tym razem kupiłam sobie zieloną herbatę Aurile Euphoria.


Kiedy jakiś czas temu dowiedziałam się, że firma Aurile oprócz kaw wprowadza do sprzedaży także herbaty, oczy mi się zaświeciły jak dwie latarnie. A kiedy później przeglądałam katalog, byłam już zdecydowana: kupuję. Do wyboru miałam herbatę czarną Harmony, czerwoną Joy, białą Serenity i zieloną Euphoria. Wszystkie liściaste i ślicznie uśmiechające się do mnie ze zdjęć. Dobra jest, na początek wezmę zieloną. Dlaczego? Po prostu lubię zieloną herbatę. Nie muszę się tutaj rozpisywać o jej pozytywach, bo to można sobie wyszukać w internecie. Wyrażenia typu "flawonoidy" i "garbniki" padają tam bardzo często. Na mnie zielona herbata działa odprężająco, pomaga się wyciszyć i świetnie smakuje. Byłam ciekawa czy Euphoria też zaspokoi moje gusta.


Samo opakowanie jest bardzo estetyczne i dające wrażenie ekskluzywności herbaty. Być może to zasługa czarnego koloru i minimalistycznej szaty graficznej? W środku w srebrnej folii szczelnie zamknięty susz herbaciano - kwiatowy. To połączenie liści herbaty z gatunku gunpowder pochodzącej z prowincji Zhejiang we wschodnich Chinach, a także aromatycznych dodatków: werbeny, trawy cytrynowej, skórki z cytryny i płatków słonecznika. Po otwarciu torebki po całej kuchni rozniósł się niesamowity zapach. Uwielbiam ten moment przy każdym pierwszym otwieraniu zielonych herbat. Choć muszę niestety przyznać, że nie każda pachnie tak intensywnie i tak przyjemnie. 


Czas na parzenie. Według herbacianych kanonów, powinno się ją parzyć w temperaturze między 60 a 90 stopniami Celsjusza w zależności od gatunku herbaty. W przypadku gunpowder jest to 80 stopni (w temperaturze pokojowej wrzątek ma je po ok. 10 minutach). I teraz zależnie od tego jakie właściwości chcemy uzyskać, różna jest długość parzenia. Przy pierwszym i drugim parzeniu wystarczą już 2 minuty, w przypadku kolejnych czas się nieco wydłuża. Pierwsze parzenie daje delikatny, orzeźwiający i pobudzający napar, a każde kolejne wzmacnia smak i intensywność, a także ma działanie relaksujące. 

Aurile w instrukcji podanej na opakowaniu zaleca parzenie przez 2-3 minuty. Moim celem była herbata, która odpręży i pozwoli jakoś się pozbierać po wyczerpującym dniu, więc parzyłam liście troszeczkę dłużej niż 3 minuty. Po tym czasie liście trzeba oddzielić od naparu i już: można się delektować. Aromat jest świeży, delikatnie cytrynowy. W smaku delikatna i orzeźwiająca. Bardzo mi smakuje i z ręką na sercu polecam każdemu, kto tak jak ja, lubi smak zielonej herbaty. 


W planach mam też wypróbowanie pozostałych rodzajów, zwłaszcza białej, której cena jest chyba adekwatna do jakości, bo za 30g producent życzy sobie 23,90. Ale jeśli chcieć skosztować czegoś wyjątkowego, to trzeba być przygotowanym na taki wydatek. W ogóle mam jakąś słabość do firmy Aurile. Moja przygoda z nimi zaczęła się w ubiegłym roku, kiedy kupowałam u nich filiżanki ze spodeczkami dla siostrzenicy męża. Sama chętnie napiłabym się z takiej porcelany - niekoniecznie herbaty, kawa też może być. Zastanawiałam się nad kawą Scandinavian Fruits - to połączenie ziaren robusty z orientalną arabiką i aromatem żurawiny, borówki, jeżyny, maliny i moroszki. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. 

Tymczasem chętnych do bliższego zapoznania się z produktami marki Aurile zapraszam do kontaktu ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz