14 sierpnia 2014

Słodkie rogaliki


A miałam ograniczać słodycze. No trudno, nie co dzień się trafia taka okazja! Poszłyśmy wczoraj z maludą do tesco, a tam na półeczce zawalonej przecenionym towarem uśmiecha się do nas kilkunastu Robertów Makłowiczów. Każdy jeden po 1,60 - niedrogo, myślę. Data ważności tegóż osobnika: do 14.08.2014, czyli do jutra (znaczy się do dzisiaj). Krótka data, ale to znaczy, że albo coś się z tego zrobi jeszcze dziś, albo się wsadzi do zamrażarki. No to kupiłam. W koszyku, pozaplanowo, wylądowało ciasto francuskie.



Skoro jesteśmy już przy tesco, polecam dogłębne studiowanie gazetek promocyjnych. Ostatnio trafiła się nie lada gratka dla wszystkich, którzy z oszczędzaniem są na "ty". Oj tak, tak! Ale przypatrzmy się najpierw stronie, na której znalazłam ten rarytas. Strzałka podpowiada o co chodzi:


Niby nic, ale w zbliżeniu widać, cóż to za niecodzienna promocja nam się trafiła. 


Nie wiem, może coś źle liczę, ale na moje różnica 39,99 i 20,00 nie wynosi 39,99. Jeśli źle mówię, niech mnie ktoś poprawi. Poza tym 1/2 z 39,99 raczej nie daje 39,99. Nie wiem sama, może po prostu od tych wszystkich przecen, okazji i promocji już mi się w głowie pomieszało? Ok, ok, na poważnie: rozumiem, że to tak zwany chochlik drukarski się tutaj bezczelnie wkradł. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że takie "chochliki" zdarzają się na prawdę często - we wszystkich chyba marketach.

Podobnie było w sobotę kiedy kupowałam kaszki Nestle. Miał być rabat, a była nerwówka. Ceregiele, latanie od kasy do informacji, zwroty na kartę, tłumaczenia, że promocja dotyczy tylko kaszki "Na dobranoc". Celem sprawdzenia czy faktycznie, poszłam jeszcze raz na market, wzięłam dwie "Na dobranoc", a w kasie i tak zapłaciłam normalną cenę. Znów informacja. Babka już tam wzdycha, sapie, męczy się, mówi, że to może muszą być podwójnie pakowane, a ja na to "tylko, że tam wszystkie są pakowane pojedynczo". No to, że może musi być akurat ten smak co jest na gazetce? "Ale na regale są tylko jabłkowe i bananowe, tych z gazetki nie ma". No to ona już nie wie. A w ogóle to z jej obliczeń wyszło, że rabat też jest na gazetce źle obliczony. Nosz kurde! I wreszcie, nie mając już innych oświeceniowych pomysłów, zwróciła mi różnicę. Dlatego: ZAWSZE trzeba zwracać uwagę na te ich "super promocje".

No, ale wróćmy do ciasta francuskiego. Od razu wiedziałam co chcę z niego zrobić. Wyjęłam z kantorka konfiturę wiśniową i ugotowałam budyń (tym razem Dr Oetkera, żeby nie było, że w kółko robię coś z Winiar).



Rozwinęłam pierwsze ciasto i rozkroiłam je na 14 trójkątów. Wyszły różnej wielkości, ale co tam. Będą przynajmniej dla dużych i małych. Ponakładałam łyżeczką porcje budyniu i konfitury na każdy trójkąt, a potem pozawijałam od najszerszego boku zaczynając. Końce trzeba skleić i oczywiście całość uformować w półksiężyc.


Czas na pieczenie. Piekarnik na 200 stopni, rogale rosły i piękniały przez ok. 20 minut. Pierwsza partia wyszła mi trochę bardziej przypieczona, druga już bliższa ideałowi.


Kiedy rogaliki przestygły, posypałam je cukrem pudrem. W sumie wyszło mi 28 sztuk. Do dzisiaj zachowało się ledwie 7. Domowe łasuchy rzuciły się niczym wygłodniałe wilki, ale to dobrze - znaczy, że smakowało.


Przypomniała mi się jeszcze sytuacja, kiedy któregoś dnia odwiedzili nas brat z rodziną. Ja akurat robiłam jakieś ciasto i usłyszałam głos bratanka: "co tak ładnie pachnie?" Myślę, że to jest jeden z najlepszych komplementów, jakie może usłyszeć kobieta pracująca w kuchni. Innym bardzo przyjemnym komplementem jest, tak jak w przypadku rogalików, widzieć jak znikają w ciągu kilku minut. Życzę wszystkim domowym gospodyniom, aby takie przyjemności spotykały je codziennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz