23 marca 2015

Targi książki dla dzieci i młodzieży

Minął weekend. Ona nie zatańczyła dla mnie, choć tańczyła ile wlezie. A niech tańczy, śpiewa i nie będzie taką marudą jak wczoraj. Grrr... Na szczęście drzemka podziałała kojąco i ucięła temat chimerów. Drzemka to dobra rzecz, aczkolwiek ma swoje złe strony. Na przykład kiedy taki mały Dziobek śpi sobie w najlepsze, a tu rodzice chcieli ją zabrać na spacer. Na targi. 

Tenże właśnie słodki mały Dziobek sprawy sobie nie zdaje, jak często rodzice nerwowo zerkali na zegarek, odliczając czas do uroczystego "the end" i pluli sobie w brodę, że nie pojechali w sobotę. A nie pojechali, bo cały dzień byli na wyjeździe i doba, jak na złość, zamiast 48, trwała tylko 24 godziny. Nosz wredota jedna! Została niedziela, Domenica. I nawet dobrze się zaczynało: od rana przygotować obiad, potem kościół, potem zjeść obiad i... i tu się zaczęły schody. A raczej drzemka. Koniec sielanki. Ojciec serfer przemierzał internety w poszukiwaniu tego i owego potrzebnego do tego, natomiast mateczka zamieniła się rolami z Sienną Brooks w "Inferno" Dana Browna. (I tylko jedno mnie zastanawia: jak wyglądałabym jako blondynka?)

Czas zaczął się przedłużać (co zauważyłam po tym, że przebrnęłam przez 1/3 książki), a maluśka spała i spała. Za 2 godziny będzie po ptokach. Kiedy się wreszcie obudziła, po standardowej zmianie pieluchy i stawianiu pytań o sens wychodzenia o tak późnej porze (choć zbliżała się dopiero 15), stwierdziliśmy, że się nie wyrobimy - bo nim się ubierzemy, nim dojedziemy, nim znajdziemy miejsce postojowe itepe itede... No dobra, w zasadzie tylko o to chodziło. No i zaczęło nas ssać, więc zrobiłam ciasto bez jaj (które przy stanie początkowym wynoszącym czterdzieści sztuk, w 90 procentach wyparowały w ciągu dwóch czy trzech tygodni. Do tego skończyła się zwykła pszenna i trza było użyć pełnoziarnistej razowej, a to już potem nie smakowało tak dobrze jak zawsze).

O tym jak było z MTP dowiedziałam się z relacji meine schwester i jej kinderków. I zaczęłam żałować. BO JA KOCHAM KSIĄŻKI no! I mogłabym wprowadzić politykę mojej drugiej sorelli, czyli wchodzić do napotkanej księgarni i po prostu kupować. Zawsze podobały mi się w filmach gabinety umeblowane przede wszystkim regałami zawalonymi tomiszczami sięgającymi od podłogi po sufit. Osobiście mogłabym mieszkać w takim własnie pokoju. Dlatego może lepiej, że nie trafiliśmy na te targi, bo wyniosłabym im chyba połowę asortymentu. Taka jestem.

No ale nic to, póki co mamy kilka pozycji do przeczytania. Zarówno sobie, jak i maludzie. Wśród nich "Pan Kuleczka. Skrzydła" Wojciecha Widłaka, "Kocha, lubi, szanuje" Grzegorza Kasdepke, "W zielonej dolinie" Barbary Gawryluk, "Jestem super-Mateuszek" Elviry Lindo i coś dla mnie: "Suknia ślubna" Rachel Hauck oraz "Rodzeństwo bez rywalizacji" Adele Faber i Elaine Mazlish. Ale najpierw "Inferno". Tyyyle czytania! Ale czytanie rozwija, więc nie stracimy na nim nic - dlatego słuchaj uważnie i rozwijaj się pięknie, Oliwulu! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz