7 sierpnia 2014

Pożeracze książek poszukiwani

Ćmy odleciały w swoją stronę, a ja w swoją. I pomimo tego, że nazajutrz Juan (bo nie sądzę, żeby to była krnąbrna Mania) znów mnie odwiedził, każde z nas idzie dalej własną drogą. Ło matko, ależ jestem sentymentalna. Czasami aż za bardzo! Ale taka jest prawda: życie się toczy dalej i teraz całe 110% siebie poświęcam mojej maleńkiej maludzie. Przyznaję się bez bicia - za czasów gąsienicowych poświęcałam się w 105%, bo 30 sekund dziennie gapienia się na słoik to jednak 30 sekund mniej dla małej. Teraz leży z nogami w górze i coś tam sobie grucha do swojej przytulaśnej pieluchy. Chyba się dobrze dogadują, bo właśnie bije jej brawo. A ja, jak to matka, chcę matkować w najlepsze i te 110% w pełni wykorzystać. A to przez zabawę, przez spacery, to znów przez śpiewanie, wspólny taniec, gotowanie posiłków, przytulanki, a także czytanie, czyli coś, co daje mi pewność obfitego zaowocowania w przyszłości.

Pierwsze efekty będą widoczne wtedy kiedy zacznie mówić, ponieważ czytanie ułatwia zdobycie tej umiejętności. Kolejny plon zbiorę wysłuchując 4-letniej Oliwuli wygłaszającej oratorium na temat "dlaczego powinniśmy kupić tego latającego różowego kucyka?" Zasada jest prosta: im więcej czytam, tym bardziej zwiększam zasób słownictwa, poszerzam wiedzę, pobudzam wyobraźnię. Czytanie na głos to nie strata czasu, ale inwestycja w rozwój i wychowanie dziecka. Chyba każdy chce wychować dziecko na dobrego człowieka i nie wyprodukować bezmyślnej maszynki, która będzie siedziała 23 godziny na dobę przed kompem - z przerwami na siku. Zalet czytania jest wiele (szczególnie na głos - link), ale Szwedzka Akademia Literatury Dziecięcej zebrała je w 17 punktów:

1. Książka pomaga nam rozwijać język i słownictwo. Uczy nas wyrażać myśli i rozumieć innych.

2. Książka rozwija myślenie. Dostarcza nam pojęć myślowych i nowych idei, rozszerza naszą świadomość i nasz świat.

3. Książka pobudza fantazję, uczy budować obrazy w wyobraźni.

4. Książka dostarcza nam wiedzy o innych krajach i kulturach, o przyrodzie, technice, historii, o tym wszystkim, o czym chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej.

5. Książka rozwija nasze uczucia i zdolność do empatii. Wyrabia w nas umiejętność wczucia się w czyjąś sytuację.

6. Książka dodaje sił i zapału. Dostarcza nam rozrywki i emocji. Może rozśmieszyć lub zasmucić. Może pocieszyć i wskazać nowe możliwości.

7. Książka może stawiać pytania, które angażują i pobudzają do dalszych przemyśleń.

8. Książka uczy nas etyki. Skłania do namysłu nad tym, co słuszne, a co nie, co dobre, a co złe.

9. Książka może wytłumaczyć rzeczywistość i pomóc w zrozumieniu zależności.

10. Książka może udowodnić, że często pytanie ma więcej niż jedną odpowiedź, że na problem da się spojrzeć z różnych stron. Może podpowiedzieć inne sposoby rozwiązywania konfliktów niż przemoc.

11. Książka pomaga nam zrozumieć siebie. Odkrycie, że są inni, którzy myślą jak my, że mamy prawo do swoich odczuć i reakcji, umacnia nasze poczucie własnej wartości.

12. Książka pomaga nam zrozumieć innych. Lektura książek pisarzy z innej epoki, innego świata, i odkrywanie, że ich myśli i odczucia nie różnią się od naszych, buduje tolerancję dla innych kultur i zapobiega uprzedzeniom.

13. Książka jest naszym towarzyszem w samotności. Łatwo wziąć ją ze sobą i czytać gdziekolwiek. Z biblioteki można ja wypożyczyć za darmo i nie trzeba podłączać jej do prądu.

14. Książka jest częścią naszego dziedzictwa kulturowego. Dzięki niej mamy wspólne doświadczenia i punkty odniesienia.

15. Dobra książka dla dzieci, którą można czytać na głos, przynosi radość dzieciom i dorosłym. Buduje pomost między pokoleniami.

16. Książka dla dzieci to pierwsze spotkanie z literaturą - nieograniczonym światem, z którego czerpiemy przez całe życie. To bardzo ważne spotkanie, gdyż, jeśli nie zostanie zmarnowane, pokaże, ile może dać dobra literatura.

17. Literatura dziecięca wzbogaca kulturę kraju. Daje pracę wielu ludziom: pisarzom, ilustratorom, wydawcom, redaktorom, drukarzom, recenzentom, księgarzom, bibliotekarzom... Literaturę dziecięcą można również eksportować przynosząc krajowi dochód i uznanie za granicą.


Co więcej, czytanie dzieciom poleca się już w wieku prenatalnym. I ja z tej rady skorzystałam - razem z mężem czytaliśmy Oliwce serię przygód o Doktorze Dolittle (tak przy okazji, moja ulubiona książka z czasów dzieciństwa, pisana trochę zamierzchłym językiem, ale prosta w przekazie i zrozumiała dla małych czytelników) autorstwa Hugh Lofting. Maluda poznawała głos swojego taty, przyzwyczajała się do niego no i oswajała z pewnym rytuałem, ponieważ książka była zawsze czytana wieczorem przed pójściem spać. Czy to pomagało jej się wyciszyć? Nie. Nadal fikała w brzuchu jakby się szaleju najadła, chociaż w sumie nie jestem pewna czy nie wciągała tam czegoś więcej poza tym co serwowałam jej wraz ze zjedzonymi przez siebie rzeczami. Noc nie była spokojniejsza, a po porodzie cały jej potok przemądrych słów poznanych za czasów fasolkowych, zamknął się w przeciągłym Łaaaaaaaaaa! Tyle musi na razie wystarczyć.

Nie od razu Rzym zbudowano, więc nie tak od razu będzie mi tu wyjeżdżać z jakimiś aczkolwiekami, paralelami czy konfuzjami. Dlatego też, podtrzymując żar, aby ogień nie zgasł, po dzień dzisiejszy czytujemy maluchowi co nieco. Nie tylko bajki dla dzieci, choć tych jest aż w nadmiarze, ale też czasopisma, ulotki reklamowe, wierszyki różnej maści, poradniki czy taką "Pieśń lodu i ognia" George'a R.R. Martina (a konkretnie opowiadania). Bo dlaczego nie? Do tego dochodzą zabawy paluszkowe, ponieważ jak pisałam tutaj, gesty też wspomagają rozwój mowy.

Ale skupmy się na tym, co typowo dziecięce. Po cóż sięgamy, by wykształcić w naszej pociesze zamiłowanie do literatury i zaliczyć 17 puntów z powyższej listy? Pierwszymi książeczkami były 3 z serii "Oczami maluszka", czyli czarno białe obrazki bez tekstu. Tekst powstaje na bieżąco, kiedy się opowiada dziecku to co obrazek przedstawia. Co ciekawe i wspaniałe w tym wszystkim - za każdym razem opowieść jest inna, dzięki czemu nie ma szans na nudę. Można też naśladować dźwięki zwierząt widocznych w książeczkach, a na pewno maluch łatwiej złapie bakcyla i niedługo będzie sypać za nami onomatopejami. 


Kolejna rzecz to dwie książki, które pokochałam od pierwszego wejrzenia. "Wierszyki domowe" i wydane rok później "Wierszyki rodzinne" Michała Rusinka, oprawione przepięknymi ilustracjami jego siostry, Joanny. Treść lekka, przyjemna, z humorem. Wiersze pisane różnymi stylami: pan Michał bawi się słowem, bawi się znaczeniem, bawi się rymami. A co najważniejsze, bawi także swoich czytelników. Moja maluda uwielbia zwłaszcza "Wierszyki domowe", choć i tak jej ulubionym utworem, tym, który ZAWSZE wywołuje wielkiego banana, jest "Małpa". Znam ją już na pamięć i opowiadając gestykuluję, a Olive ma z tego wielką radochę. 



Kolejna książka, to raczej księga. "Bajki i opowiastki na 365 wieczorów". Dostałam ją za Mieszka I, czyli ponad 1000 lat temu. Nadal się jakoś trzyma, choć przeszła już przez łapska moich siostrzeńców i ich cudowne zielone i niebieskie pisaki, które za czasów swojej świetności nie szczędziły żadnej książki. Ech... Na szczęście udało mi się ją uratować i oto służy mojej pierworodnej. Bogato ilustrowana przez... 50 rysowników (policzyłam, nie mam zamiaru wymieniać), artystów, bo obrazki są fantastyczne. Jak wskazuje tytuł, całość podzielona jest na 365 części, po jednej na każdy dzień roku. Treść stanowią opowiadanie bardziej lub mniej znane, baśnie, legendy i wiersze. Mieszkają tam więc Kopciuszek, Jaś i Małgosia, Baron Münchhausen, muzykanci z Bremy, Dyl Sowizdrzał, ale też Kasia i Basia, Promyk Słońca, Pierzynicha, słoń Dumbolino, mnóstwo kotów, psów, myszy i dzieci wyposażonych w bujną wyobraźnię i przeżywających wielorakie przygody. 


Mówi się, żeby czytać dzieciom 20 minut dziennie codziennie. Jestem jak najbardziej "za"! Nie czytamy tylko wieczorami, jak to było, kiedy Oliwka mieszkała w moim brzuchu, ale też w ciągu dnia, kiedy tylko nasza czytelniczka ma ochotę słuchać. Ważne, by utrzymywać kontakt wzrokowy (chyba, że dzieć siedzi nam na kolanach), a nie siedzieć cały czas z nosem w książce - to dziecka nie zainteresuje. Musi wiedzieć i widzieć, że to co mówimy, mówimy właśnie do niego. I wtedy ma nas na wyłączność. Nawet jeżeli nie potrafimy intonować, bawić się głosem, udawać, że teraz mówię ochrypłym głosem wilka, a za chwilę odpowiadam piskliwym głosem Czerwonego Kapturka, nie bójmy się czytać. To wspaniała rzecz i przepiękna przygoda zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci. Czytanie zbliża i pomaga zrozumieć świat. Czytajmy dzieciom, bo to inwestycja na lata, która zawsze (!) przynosi zamierzone skutki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz