5 września 2014

Osiem powodów do przejścia na mleko modyfikowane


Kiedy 1 lipca pisałam o pierwszych igiełkach wyżynających się mojej córci, nie sądziłam, że moje naturalne karmienie potrwa długo. Jakoś tak się złożyło, że obie nauczyłyśmy się radzić sobie ze złowieszczymi zębiskami żądnymi mięcha. Co ciekawe, owe zębiska są łase jedynie na ludzinę (człowieczynę?), bo drobiem czy wołowiną gardzą w stopniu wybitnym. Przetrwałyśmy tę próbę i kolejne pojawiające się znienacka igiełki o dziwo nie przeszkadzały nam w karmieniu. Myślę sobie, że za długo trwała ta błogość. Za dobrze było. Coś w końcu musiało pęknąć. I tak się stało.

Z chwilą, kiedy wybiły się górne jedynki nie zdawałam sobie sprawy co mnie czeka. Coś tam przewidywałam, ale fakty okazały się inne. Czarniejsze. Boleśniejsze. W liczbie ośmiu: czterech na dole i czterech do góry. Nie, nie, z tym to już sobie ciężko będzie poradzić. Jeszcze te dolne ząbki można ukryć pod językiem, ale górne? Jak? Gdzie? No trudno, mamuśka: dziecko ci rośnie, musisz się z tym pogodzić. Wiecznie bezzębna nie będzie. No ja wiem! Tylko dlaczego to musi być takie bolesne? Jakby mnie łapała w jakieś szczypce i zduszała, ściskała. I wiem, że tego nie da się powstrzymać. Nawet nie będę próbować. Pozostaje tylko znaleźć sposób, żeby przetrwać. 

Jest taki jeden i chcę go wdrożyć: przejście na mleko modyfikowane. Po konsultacji z naszą supermądrą panią superpediatrą wiemy jakie mleko kupić, z kolei po konsultacji z jeszcze mądrzejszym superwujkiem Googlem wiemy jak łatwo zrobić to przejście. Łatwo. Oczywiście.  Łatwo, szybko i wygodnie to można zjeść popcorn oglądając reklamy przed seansem w multipleksie. Ale odzwyczaić dziecko od mleka mamy, które zna od pierwszych godzin życia? I co gorsza zaproponować mu coś, co smakuje i pachnie zupełnie inaczej, a w dodatku nie leci z cyca tylko z lateksowego smoczka? Wtf, mamo? Tak, dla dziecia, który z butlą miał dotąd niewiele do czynienia, może to być stres. Wujek Google podpowiada, że proces musi być stopniowy, żeby był czas na oswojenie się i przyzwyczajenie. A wygląda to tak:


Rzeczywiście prościzna! Najpierw podaje się własne mleko w butelce w czasie popołudniowego karmienia. Potem zastępuje się własne mleko mlekiem modyfikowanym. A następnie zwiększa częstotliwość karmienia butlą tak jak widać w tabelce. Tylko co zrobić, kiedy maluch odmawia butelki nawet z matczynym mlekiem? Ano wtedy jest klops. Oliwula właśnie taki klops mi załatwiła. I co teraz, próbować i próbować codziennie? Sama nie wiem. Pewnie tak, w końcu kiedyś będzie musiała się oswoić. To znaczy taką mam nadzieję.

Chyba, że znajdzie się ktoś kto pozjadał wszystkie rozumy, jest mądrzejszy od wszystkich najmądrzejszych, nawet od wujka Google'a, i poradzi coś skutecznego - dzięki czemu moja maluda ząbkująca polubi, albo chociaż zaakceptuje gumę i picie z butelki. W przeciwnym razie będziemy się męczyć, obgryzać i zalewać rzewnymi łzami, dopóki nie zaakceptuje smoczka (co może trochę potrwać), a przecież nie o to chodzi w karmieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz