27 listopada 2014

Gdzie są foty Oliwuli?

Blogi parentingowe cechuje przede wszystkim to, że opisuje się w nich własną rodzinę, a w szczególności dzieciaki. Można śmiało nazwać je fotoblogami, bo często gęsto główna treść opiera się na zdjęciach małych brzdąców. No dobra, ten opis przekreśla szanse Pamperkowa na okrzykniecie go mianem blogu parentingowego. Zdjęcie buźki Oliwuli pojawiło się tu tylko raz, tutaj. Ale to wcale nie znaczy, że pokłóciła się z aparatem. Wręcz przeciwnie.

Urodziwa moja królewna do zdjęć pozuje nader często i ciągle jeszcze chętnie (boję się, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że będę za nią ganiać, żeby cyknąć foteczkę, a ona, biedna, będzie zachrzaniać co sił w krótkich nóżkach - byle dalej od mamuśki). W kolekcji póki co kilkanaście setek się tego nazbierało. Ostatnio zrobiłam ostrą selekcję i wybrałam około setki najlepszych, które trafiły do fotoksiążki (którą sama zaprojektowałam, i z której, mówiąc nieskromnie, jestem dumna). To będzie piękna pamiątka na długie lata.

Już przed porodem ustaliliśmy z imć panem mym i władcą, że żadnych fotek na internetach publikować nie będziemy. Żadnych fejsbuków, żadnych blogów, żadnych forów, ani naszych klas. Wyłamałam się troszeczkę, bo poczynania rosnącej z prędkością ciasta drożdżowego Oliwuli śledzą regularnie jej wirtualne Ciocie w tajnej grupie zamkniętej. Pewnie istnieją sposoby na włam i dostęp do wszystkich treści, które się tam znajdują, ale póki co wierzę w słowo "zamknięta". Na fejsie zdjęcie maludy na swojej tablicy wstawiłam chyba tylko dwa razy.


No dobra, ale dlaczego właściwie tak się przed tym bronię? Mam nadzieję, że tym wpisem nie urażę nikogo, kto bez oporów publikuje zdjęcia swojego dziecka. Każdy podchodzi do tego inaczej. Na początku było mi z tym ciężko, bo wielu rodziców chwali się jak to maluch upaprał cały pokój jedząc zupę brokułową, jak założył sobie na głowę nocnik, jak postawił pierwszy krok, albo jak rozkosznie wygląda w tym nowym bodziaku. Też tak chciałam. A później pomyślałam tak: postaw się, kobieto, w roli tej maludy. Co ona sobie pomyśli za 15 lat, kiedy zobaczy krążące po nieskończoności internetu swoje zdjęcie z nocnikiem na głowie? Jeszcze pół biedy, kiedy dzieci są ubrane od czubków palców stóp swoich aż po szyję, ale widziałam blogi, na których matki uważają za konieczne pochwalić się, jak dziecko siedzi na nocniku, albo biega po domu rozebrane do rosołu. Pomijam fakt, że to potencjalna pożywka dla wszelkiej maści porąbańców z pedofilami na czele, którzy jak hieny czekają na takie niewinne obrazki.

Nie wiem czy Oliwka chciałaby, żeby zdjęcia jej zaślinionej buźki albo obsranej pupencji walały się po wirtualnym wszechświecie, więc, choć to czasami dla mnie bardzo trudne, to jednak mówię sobie: nie. Nawet te pięknie oprawione zdjęcia, z idealną modelką, zrobione w idealnym miejscu i czasie, które mogłyby tylko zachwycać - niech zostaną dla grona rodzinnego i najbliższych przyjaciół. A kiedy maluśka dosięgnie wieku decyzyjnego, sama powie, czy chce upublicznić swój kilkumiesięczny wizerunek, czy zachować go dla siebie i potomnych. Tak to widzę i niech tak zostanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz