1 grudnia 2014

Postanowienia

Nie tylko Nowy Rok jest powodem do robienia postanowień. W zasadzie każdy dzień roku się do tego nadaje, chociaż jeden bardziej, inny mniej. Nastał (nadejszł?) pierwszy grudnia, śniegu nadal tyle o ile, czyli wcale i zaczął się Adwent. To dobry czas, żeby coś zacząć, coś sobie postanowić. 

Najpierw chciałam ograniczyć słodycze, planowałam zrobić kalendarz adwentowy dla siebie i męża. W sobotę zrobiłam szablon na pudełeczka sześcienne o krawędzi długości 5 cm. Niezbyt skomplikowane zamykane pudełeczka. Miało ich być 24, po jednym na każdy dzień od dziś aż do Wigilii. Miały wisieć na sznurkach na metalowej rurce, do której przyczepiona byłaby też głowa Mikołaja. Do każdego pudełka chciałam włożyć coś słodkiego, ciastka korzenne, krajankę piernikową, cukierki... No właśnie. W tym miejscu zaczynają się schody, bo cukierki musiałabym kupić, a mój Szanowny się na to nie zgodził. Dodatkowy wydatek. Zupełnie zbędny. Poza budżetem. Ja tu w wirze pracy, z pasją sklejam kolejne kartoniki, już 8 naprodukowałam, a on mi "nie kupuj cukierków". No dobrze, mówię. Ok, w porządku. Nie to nie. Łaski bez. W takim razie nie ma sensu robić dalej kalendarza adwentowego. Nie ma sprawy. Uniosłam się dumą, walnęłam fochem. A skoro nie będzie kalendarza to równie dobrze może nie być w ogóle słodyczy. Do 24 grudnia. Dobrze, odpowiedział. Dobrze, odpowiedziałam. Ale do końca dnia minę miałam w drugą stronę. 

Może i lepiej się stało, że się nic nie stało. Ale dla takich słodkich dziurek 24 dni bez słodyczy to na prawdę wyzwanie. Do tego wczoraj mąż wymyślił, że chce mieć romans z Chodakowską, Mel B, czy inną instruktorką fitness i ćwiczyć codziennie. Dobra to myśl, na taki romans mogę się ewentualnie zgodzić. Ale, żeby nie było, mam zamiar mu potowarzyszyć, co by wpaść znów w ten rytm wakacyjny. Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo odpuściłam. Tak sobie dobrze radziłam: godzinne treningi codziennie, a dzień bez ćwiczeń uważałam za stracony. Potem przyszedł wrzesień i wszystko piorun strzelił. Lenistwo wróciło. Apetycik wrócił. Sadełko wróciło. Nie no, tak nie może być! Jest pierwszy grudnia, trza coś ze sobą zrobić! Do świąt chudsza nie będę, ale na pewno będę się lepiej czuła we własnej skórze. 

Co będzie później, po 24 grudnia? Po świętach? Odwyk słodyczowy zrobi swoje, odzwyczaję się od nich, zapotrzebowanie na cukier zmaleje. A ćwiczenia? Mam zamiar kontynuować o wiele, wiele dłużej. Latem szykuje się weselicho i przydałoby się jakoś wyglądać. Pozbyć tego i owego, co by nie wstydzić się wśliznąć (o tak, "wśliznąć", a nie "wbić" czy "wcisnąć") w małą czarną i udowodnić, że matka nie musi wyglądać jak baleron z tłustymi włosami, opatulony w znoszoną dresową bluzę i wytarte stare jeansy. Każda matka zasługuje, by czuć się i wyglądać pięknie. A żeby to osiągnąć, wystarczy wygospodarować dla siebie trochę czasu i pozwolić sobie być atrakcyjną. Na pewno warto! Jest pierwszy grudnia. Postanowiłam co postanowiłam. Co więcej, postanawiam, że tym razem nie odpuszczę. 

2 komentarze:

  1. A masz coś do tęższych ludzi? Czy te mamusie co nie mają tali osy są w czymś gorsze?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie są w niczym gorsze, nic takiego nie napisałam. Napisałam, że to JA chcę wrócić do ćwiczeń, bo chcę się czuć lepiej we własnym ciele - wrócić do figury sprzed ciąży.

    OdpowiedzUsuń