3 października 2014

O porannej pobudce

Taka ciekawa moja obserwacja: były czasy, kiedy uwielbiałam wstawać rano, byłam raczej skowronkiem i wstawanie po godzinie 7 było dla mnie czymś nie do pomyślenia. A spanie do 10 czy 11? Strata dnia! Zwłaszcza jesienią - wstajesz i zaraz musisz iść spać. Bez sensu. Na imprezy się nie chodziło, więc po co mi było ślęczenie do późna w noc? A teraz budzę się po 8 i w myślach błagam moją maludę: Jeszcze pięć minuuuuut... Tylko, że ona jest nieugięta.


Dzisiaj zaserwowała nam pobudkę krótko po 7. Z jednej strony fajnie, bo można ze spokojem zrobić wszystko co trzeba. Skoro piątek to cotgodniowe zakupy i zapierdzielanko ze szmatą po wszystkich półkach, odkurzanie, pranie, szorowanie i pucowanie. O czymś zapomniałam? No pewnie! Do tego jeszcze gazetka, bo codziennie staram się poświęcić jej choć chwilę (i tak jak przypuszczałam, ludziska ociągają się z przysyłaniem materiałów - na szczęście mąż poradził, żeby mieć to w pompie i kiedy już łaskawie wszystkie teksty dostanę, to gazetka pójdzie. No stress kobieto) i konkurs... O jaaa, muszę się za niego wziąć! 

Pobudka o 7 godzinie ma też swoje złe strony, a widzi je lepiej ten, kto od 9 miesięcy nie przespał spokojnie ani jednej nocy (nocy z czasów ciążowych już nawet nie liczę). Potem się chodzi jak skacowane zombie z worami pod oczami i straszy ludzi. Ewentualnie można wykazać trochę samozaparcia i poświęcić czas na upiększenie się: jakiś fryzjer, kosmetyczka, manicure no i zakupy (!) czyli coś, co każdą kobietę uszczęśliwi. Nawet jeśli nie wydaję na siebie, a na przykład na moją małą, małą Olive. I tak jak do zakupów jestem najpierwsza, tak z pozostałymi niestety na bakier. 

Źródła: http://www.glamour.com/
http://wahsegavalleyfarm.typepad.com/

Maluś wywaliła nas z łóżka wcześnie i chwała jej za to, bo dziś mamy na prawdę sporo do zrobienia. Nawet nie wiem czy będzie czas na te wszystkie porządki. Najwyżej zrobi się to jutro. Dzisiejsze plany to wyjazd na nasze ranczo. Trzeba tam trochę uporządkować, w końcu jest jesień. A przy okazji przyjedzie elektryk i jakaś ekipa z ENEA. Może w końcu coś się ruszy z budową naszego domu? Naszego wymarzonego gniazdka... Ja oczywiście myślami jestem już na etapie wykończenia, wystroju, projektuję ogród itepe itede. A tu nawet kamień węgielny nie został wkopany. Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie. Pogoda dopisuje, więc zady w logana i wio! na drugi koniec miasta. Niech się zacznie dziać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz